Istnieją różne metafory ludzkiego życia. Porównywane jest do drogi, którą człowiek musi przejść, stając często na rozstaju i nie wiedząc, w którą iść stronę niczym biblijny Abraham lub Mojżesz. Może być też jak rejs po bardziej lub mniej wzburzonym morzu jak w „Odysei” Homera i wyczekiwaniem słońca po burzy. Albo jak schody w krótkometrażówce Schabenbecka, których labirynt jest godny Dedala, budzące strach egzystencjalny, że jednak prowadzą one donikąd.
Podobno jak śnią się schody, to znaczy, że czekają człowieka trudności. Jakoś mnie to nie dziwi, kiedy wspomnę ostatni trening, podczas którego trenerka Magda kazała mi po nich skakać w przysiadzie. Wierzcie mi, że po trzecim razie wierzyłam, że będę miała koszmary!
A jednak właśnie schody przyszły mi na myśl, kiedy okazało się, że moja półroczna praca nad blogiem zniknęła, a wraz z nim wpisy, których nigdzie nie skopiowałam. Tak, tak, legendą już tylko pozostanie mój słynny wpis o walce o Thermomix z Lidla albo samotna wyprawa Yarisem na plac budowy (kto pamięta?).
Schody są metaforą życia. Rodzimy się i osiągamy kolejne stopnie, ucząc się mówić, chodzić, myśleć. Na wielu stopniach czekają kibice, którzy w euforii klaszczą i fotografują nasze kolejne osiągnięcia. Na wiele z nich wdrapiemy się jednak samotnie, bo ktoś obok nie daje już rady albo po prostu nie potrzebuje już być wyżej. Czasem będziemy zazdrościć tym, co lekko wbiegają na górę, a czasem współczuć tym, co zostali za nami. Czasem przyjdzie nam pomóc komuś iść dalej, a czasem my poprosimy o pomoc. Będziemy marzyć o schodach ruchomych, choć dają tylko pozór wznoszenia. Wszak stopień zostaje ten sam. Będziemy dumni z tego, gdzie dotarliśmy, albo zawstydzeni, że nie starczyło ochoty na więcej.
Wszyscy jednak zastanawiamy się, czy schody mają kres. Czy można osiągnąć wszystko? Czy można być doskonałym? Poradniki uczą nas, jak zdobywać kolejne stopnie albo jak się cieszyć z tego, na którym stoimy. Ludzie wiary opowiadają nam, kto czeka na górze, gdy ateiści tłumaczą, że nikt.
Nie znam odpowiedzi.
Idę w górę.
4 Comments
Całe moje życie to SCHODY. Odkąd pamiętam POd górkę. Mam czasem wrażenie, że stoję na ruchomym stopniu, KTÓRY mnie niesie na chwile ku GÓRZe. Taka złudna chwila, że będzie lżej. Nie USKARŻAM się, bo wierzę, że po coś tak musi być. zawsze GDZIEŚ JEST koniec (mam nadzieję, że wysoko) 🙂 i staram się mysleć pozytywnie.
Ewuniu, dziękuję za pierwszy komentarz na moim blogu. ???
MYSLĘ, ŻE MIMO WSZYSTKO WARTO WIERZYC ZE CZEKA NAS COS WIECEJ… idEalny dobor filmu. DoskonAle odzwierciedla naszą egzystencje ? ciagŁe zmagania, wzloty, upadki. Grunt sie podniesc A Do tego konieczne- pozytywne nastawienie.
Piękny post kochana…Cieszę się, Że mogłam tu trafić?